wziąć, plastyczny ustrój w nich wpoić, bo oni gotowi albo sami coś wymyślić, albo w kleszcze tamtym się oddać. Tu, mnie się wydaje, ty, drogi nam profesorze, pomocnym być możesz.<br>A profesor jakby wstręt okazuje. Jest cisza, która wszystkich żenować poczyna. Orłowicz-Orłowski profesor w sobie się coraz kurczy i chowa; Ogurek-Podgurek pilnie się swym spodniom przypatruje; a Zabicz-Woynielski myśli skupić nie może, jeszcze złych wypieków na twarzy dostaje. Aż tu nagle Zabielski (-Woynicz) wstaje i tak:<br>- Tej wyspy, profesorze, ja myślę, wcale nie ma!<br>Na to Orlicz-Orłowski przestaje się garbić a kurczyć i pierś jego prawie bohaterska