Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
czyste niebo, lekkie wiatry. Należy się nam, myślę, należy za te wszystkie siedem tygodni przeciwnych wichrów, za mgłę, chłód, rozłupujące głowę tłuczenie fal.
Nagle, gdy wciąż stojąc na rufie wpatruję się w ciemniejącą i ginącą za horyzontem tarczę słońca, z jej górnej krawędzi, w momencie gdy ta już-już się chowa w oceanie, strzela we wszystkie strony zamraczające w swej niezwykłości i jasności zielone światło. Zielony promień słońca!
Jednocześnie słońce zachodzi, horyzont gaśnie, a niebo ciemnieje. Trwam wciąż oślepiony zielonym blaskiem, mrużąc oczy, pod których powiekami mam pełno zieleni. Zielony promień słońca.
Niezwykły ten fenomen, tak unikalny, jak fascynujący, trafiający się
czyste niebo, lekkie wiatry. Należy się nam, myślę, należy za te wszystkie siedem tygodni przeciwnych wichrów, za mgłę, chłód, rozłupujące głowę tłuczenie fal.<br> Nagle, gdy wciąż stojąc na rufie wpatruję się w ciemniejącą i ginącą za horyzontem tarczę słońca, z jej górnej krawędzi, w momencie gdy ta już-już się chowa w oceanie, strzela we wszystkie strony zamraczające w swej niezwykłości i jasności zielone światło. Zielony promień słońca!<br> Jednocześnie słońce zachodzi, horyzont gaśnie, a niebo ciemnieje. Trwam wciąż oślepiony zielonym blaskiem, mrużąc oczy, pod których powiekami mam pełno zieleni. Zielony promień słońca.<br> Niezwykły ten fenomen, tak unikalny, jak fascynujący, trafiający się
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego