Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
ktoś niewidoczny z ulicy, na wewnętrzne podwórko. Niewidoczny, ale dający się słyszeć. Musi być i pies, bo zaszczekał. Przebiegły gromadką dzieci, któreś rzuciło w Jassmonta śnieżką. Przełożył bańkę do drugiej ręki, przyśpieszył kroku. Zaskoczył Różę, pocałował ją w usta, potem w rękę.
- Co ci się stało, Janos? - zapytała z zakłopotaniem, chowając dłonie pod fartuch.
- Nic, kocham cię - odwrócił oczy, bał się, że coś złego w nich zobaczy. Lodowe sople pod okapem zbłękitniały. Cudownie przemieniły się w mrożone fioletowe lizaki, podobne do tych, jakie przed wojną sprzedawali hałaśliwi żydowscy lodziarze w małych, chłodnych sklepikach na rogach. Do tych sklepików wchodziło się po
ktoś niewidoczny z ulicy, na wewnętrzne podwórko. Niewidoczny, ale dający się słyszeć. Musi być i pies, bo zaszczekał. Przebiegły gromadką dzieci, któreś rzuciło w Jassmonta śnieżką. Przełożył bańkę do drugiej ręki, przyśpieszył kroku. Zaskoczył Różę, pocałował ją w usta, potem w rękę.<br>- Co ci się stało, Janos? - zapytała z zakłopotaniem, chowając dłonie pod fartuch.<br>- Nic, kocham cię - odwrócił oczy, bał się, że coś złego w nich zobaczy. Lodowe sople pod okapem zbłękitniały. Cudownie przemieniły się w mrożone fioletowe lizaki, podobne do tych, jakie przed wojną sprzedawali hałaśliwi żydowscy lodziarze w małych, chłodnych sklepikach na rogach. Do tych sklepików wchodziło się po
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego