na górze, jedną na dole, w lustrze nieruchomego jeziora. Bo nagle zerwał się wiatr, zatargał czubami sosen, kazał im bić pokłony jezioru, którego jednak nie mogły przebłagać, bo w napadzie wściekłości pokryło się pianą wzburzonych fal. A może był to po prostu strach Kromani, jej trwoga przed tym, co za chwilę nastąpi. <br> Nad samym brzegiem jeziora stało coś w rodzaju otwartej, rozległej wiaty o posadzce z desek pod osłoną dachu wspartego na słupkach. Było to miejsce zabaw ludowych, tu się odbywały tańce. Teraz wiata była pusta, więc wprowadziliśmy tam konie i trzymając je za uzdy (cały czas zresztą obie klacze zachowywały