i przepraszała nie wiedzieć za co. Trudno było sobie wyobrazić życie bez naszej Tekli, tej kochanej, ruchliwej, serdecznej czarnuli. Otarła wreszcie dłonią łzy i nie oglądając się wybiegła na ulicę, gdzie czekała na nią Jewdokia. Przyglądałem się temu odjazdowi z okna, przyciskając do serca czerepowiecką łyżkę, którą mi w ostatniej chwili wcisnęła do ręki. Sam da siebie szeptałem: "Do widzenia, Teklo... Do widzenia, Teklo...", tak jak po latach, wrzucając solda do fontanny Trevi, szeptałem: "Do widzenia, Italio", w nadziei, że dzięki temu zaklęciu jeszcze ją kiedyś zobaczę.<br><br>Pozostali znajomi nie dali o sobie dotąd znaku życia. Nie wiedzieliśmy, co stało się