się Gipson.<br>Idą kamiennym korytkiem ulic Hell's Kitchen, rozmawiają to głośno, to cicho, co pewien czas wykrzykując: - Numer! - albo: - Odjazd! - a para ich oddechów podrywa do góry strzępki wiadomości, z domu, z antypodów, komu się udało, a komu posypało, i rozpełzając się wśród drobin mrozu i smogu, unosi zdyszany, coraz cichszy komunikat między bursztynowe paciorki latarni i wyżej, w jadowicie granatowy przestwór, ten sam, który kolumną mroku zalega podwóreczko pod oknami pokoju Anglika, odcinając wnętrze od reszty kosmosu.<br>Pogromcy duchów<br>Pokój jest kobaltowym grobem, kokonem, na którego ciemnym dnie chrapie Dyzio, a w centrum przytulają się do siebie dwa inne owadzie