lipowymi witkami palce straciły czucie.<br>Ostry stanął za plecami Magwera. Mówił powoli i cicho, tak że młodzieniec, słysząc szept, nie potrafił pojąć słów.<br>Chrupnęło szkło zgniecionego w dłoniach flakonu, krew Rodoma zmieszała się z krwią Ostrego, a potem Szepczący dotknął zimnymi, lepkimi palcami pleców Magwera.<br>Ostry zaczął gwizdać. Dźwięk - zrazu cichy - z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy, z początku niepewny, łamiący się - wciąż potężniał. I wtedy Magwer poczuł mrowienie przebiegające wzdłuż kręgosłupa, dreszcze przemieniające się w drobne ukłucia, coraz głębsze, boleśniejsze. Coś dziwnego, przerażającego wpełzło w myśli Magwera, coś, co sprawiło, że jego oczy przestały widzieć, uszy słyszeć, że stracił