Typ tekstu: Książka
Autor: Wojdowski Bogdan
Tytuł: Chleb rzucony umarłym
Rok wydania: 1975
Rok powstania: 1971
spuszczam, Jajeczny dyguje do bramy. Drugi worek i w tym miejscu rura się zatyka. Co jest? Patrzę z góry, a tam polikier galopkiem. Oj, gorąco i praojciec Jakub nie spocił się tak na drabinie, jak ja, licząc szczeble do nieba. Felek Piorun woła do swoich: "Odjazd, archanioł kikuje!" Dopiero, jak cieć ściągnął mi na łeb polikiera. A ja tego archanioła widziałem z góry cały czas, jak się kręcił między nimi. Tylu ich było... Jedną nogą na murze, drabina pode mną trzeszczy, metrowy worek trzymam, a kawał szkła przebił kołdrę i drasnął kolano. Ani zejść, ani zostać. Co robić, nie wiem. Trąbię
spuszczam, Jajeczny dyguje do bramy. Drugi worek i w tym miejscu rura się zatyka. Co jest? Patrzę z góry, a tam <orig>polikier</> <orig>galopkiem</>. Oj, gorąco i praojciec Jakub nie spocił się tak na drabinie, jak ja, licząc szczeble do nieba. Felek Piorun woła do swoich: "Odjazd, archanioł <orig>kikuje</>!" Dopiero, jak cieć ściągnął mi na łeb <orig>polikiera</>. A ja tego archanioła widziałem z góry cały czas, jak się kręcił między nimi. Tylu ich było... Jedną nogą na murze, drabina pode mną trzeszczy, metrowy worek trzymam, a kawał szkła przebił kołdrę i drasnął kolano. Ani zejść, ani zostać. Co robić, nie wiem. Trąbię
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego