chłop spod Małkini do fortepianu". Spojrzał na zegar: jedenasta. Znowuż opadła go fala zgryźliwości. Począł się błąkać po pokoju. Wziął z etażerki obszarpaną Lenorę Kadena-Bandrowskiego. Począł czytać, w ustach miał smak proszku do zębów i - kawy. "Tfu, jak ten szczeka. Załgany, zaśliniony karierowicz... gada, gada. Rypnął niedolę górnika polskiego, ciekawym, ile na tym zarobił... menda na jajach literatury". Lucjan przerwał czytanie, znał to zresztą już dawno. "Dlaczego jestem taki wściekły, i to z samego rana? <page nr=25> Co mi ten Kaden zawinił, ani mnie ziębi, ani mnie grzeje; zasrany pisarz - to fakt, ale ma swoją grupę matołów, którzy go wielbią. Poza tym