Znał dobrze młodożeńców Grace Vidżajaveda i radżę Ramesha Khaterpalię, oficera gwardii prezydenta. Nawet przyjaźnił się z nimi, bywał na piknikach, jeździł na polowania, czasem zatrzymywali go, aż ciżba gości spłynie, żeby pogawędzić, jak zaznaczali, "w swoim gronie''. Powoli toczące się rozmowy, w zmierzchu ledwie rozjaśnionym lampami stojącymi na podłodze, długie chwile zgodnego uciszenia ze szklanką w dłoni i papierosem, mierzone łagodnym brzękiem złotych obręczy przesypujących się na uniesionej ręce dziewczyny, upewniały, że został zaliczony do bliskich, zaufanych, mimo