przychodzi czas na mnie. Wuj Antoś rozsiądzie się wygodnie w fotelu, jakby to, co ma powiedzieć, wymagało zajęcia wygodnej, pewnej pozycji. Na jego twarzy znów pojawi się cień zniecierpliwienia i wuj, nie spojrzawszy na mnie, przyciągnie mnie mocnym, męskim uściskiem do siebie, zadając mi to samo odwieczne pytanie: A ty co? Co z tobą będzie? <br>Potem, po kolei, jakby był moim wszechwiedzącym kuratorem, wymieni wszystkie o pomstę do nieba wołające winy, z matematyczną dokładnością odliczając dni, a nawet tygodnie, których matka z pewnością nie przeżyje, o które matka z mojego powodu żyła będzie krócej.<br>Wuj Antoś uważał, że należy mnie hartować, że