że jest ode mnie wyzwolona, pojechałem, rzuciłem ambasadę, kłamałem, byle tylko mieć pewność, że jeszcze jest moja. Przychodzi prosta i ufna, nie stawia warunków, nie robi planów. Ale miałem już ostrzeżenie. Szepcę: kocham, kocham, a to niczego nie usprawiedliwia. Ona chyba o tym wie. Lepiej, żeby wiedziała. Nie spytała dotąd: co będzie z nami? Zdaje się na moją decyzję z takim spokojem, z jakim depozyt powierza się pancernym kasom banku. Na co liczy? Czy tylko na to, że ją kocham? Czy aż na to? Że będziemy razem, razem, dwoje złączeni w jedno, wspólne życie... I rozdzielić nas może tylko śmierć.<br>Przecież nieraz