słowacko-węgierskiej, nie opodal Korzyc. Słońce stało jeszcze wysoko<br>na niebie, musieli kilka godzin odczekać w chaszczach, nim<br>zaszło, gdyż najlepiej przekraczać "zieloną granicę" o zmroku.<br>Doskonale orientowali się w terenie, od jesieni ubiegłego roku<br>nieraz wędrowali tędy z przewodnikiem Duszyczką, a później<br>już sami. Skóra im cierpła na myśl, co by było, gdyby zostali<br>i oddani w ręce tych samych "opiekunów". Szli więc wolno,<br>z zachowaniem wszystkich środków ostrożności. Co chwila<br>przypadli do ziemi, przykładali do niej ucho, nasłuchiwali<br>dłuższą chwilę, nim zdecydowali się ruszyć dalej.<br> Tym razem jednak wszystko poszło gładko. Byli po stronie<br>węgierskiej.<br> Uszczęśliwieni z powodu wydarcia się