do uderzenia.<br>Palce Weisera bębniły dalej o kolano, a ja po raz pierwszy byłem na niego wściekły i gdyby nie groza sytuacji, wrzeszczałbym na niego i okładał pięściami. Dlaczego się nie poruszył, dlaczego nie zbiegł na dół, dlaczego nie pokazał swoich umiejętności teraz, kiedy na piasku czerwona kałuża stawała się coraz większa? Dlaczego siedział spokojnie, jak przy występach woltyżerki albo wygłupach klownów?<br>"Chryste! - myślałem - zrób coś, żeby się ruszył, popchnij go tylko, resztę zrobi sam, on umie to doskonale, zmuś go tylko, zmuś!"<br>Ale Weiser siedział nieporuszony, z głową jak posąg, z twarzą jak posąg, z nogami jak posąg, i tylko