Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
szarpiąca nerwowo guzik przy bluzce, z czerwonymi plamami na twarzy, jakaś inna niż dawniej, mniej dziewczęca i jakby zeszpecona tym właśnie, co dotąd stanowiło jej powab: odchylona górna warga, piegi na zmarszczonym nosie, zdziwienie w uniesionych brwiach...

Reszta była już tylko snem. Zjawiła się Polina, która siedząc na grzbiecie Nory cwałowała wzdłuż torów. Oczy psa świeciły jak latarnie parowozu, a Polina wywijając batem wołała na cały głos: "Ej! Bieriegis'!" Biegłem obok niej i daremnie błagałem ją, żeby dała mi potrzymać lejce. Nie mogłem za nią nadążyć, wreszcie upadłem ze zmęczenia i leżałem bez sił pomiędzy szynami. Nade mną rozległ się gwizd
szarpiąca nerwowo guzik przy bluzce, z czerwonymi plamami na twarzy, jakaś inna niż dawniej, mniej dziewczęca i jakby zeszpecona tym właśnie, co dotąd stanowiło jej powab: odchylona górna warga, piegi na zmarszczonym nosie, zdziwienie w uniesionych brwiach...<br><br>Reszta była już tylko snem. Zjawiła się Polina, która siedząc na grzbiecie Nory cwałowała wzdłuż torów. Oczy psa świeciły jak latarnie parowozu, a Polina wywijając batem wołała na cały głos: "Ej! Bieriegis'!" Biegłem obok niej i daremnie błagałem ją, żeby dała mi potrzymać lejce. Nie mogłem za nią nadążyć, wreszcie upadłem ze zmęczenia i leżałem bez sił pomiędzy szynami. Nade mną rozległ się gwizd
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego