stworzenia z jabłek i ucałować pod jutrznią.<br> <page nr=54><br> Zawstydziłem się jednak, pomyślawszy o moich przedjutrzennych wychodzeniach ze snu, ze stodoły, z czerwcowego siana, kiedy to do moich kolan przybiegały mokre od deszczu, od rosy i psy, i koty.<br> <page nr=54><br> I łasiły się pachnąc rozgniecioną trawą, wypłoszonym snem, zaduszonym i zjedzonym do ostatniego ćwierknięcia ptakiem.<br> A ja je głaskałem po łbach, rozgrzeszając z zaduszonego ptaka, chomika, zająca, zmyślając im rozliczne zabawy, póki zziajane, skaczące mi do rąk, nie kładły się na moich stopach i nie zasypiały.<br> Nie wypadało tych dwóch ludzkich stworzeń, utajonych w natarganych do zanadrza złotych i szarych renetach, wyjmować w jutrzni