do knajpki, częstuje też papierosem. Swami nie jest aż takim ascetą, jak mogłoby się wydawać. I Max sam, bez pytania wręcza mu pięćdziesiąt rupii. Kupa forsy, która Swamiemu się nie należy, ale jest mu wdzięczny za całą tę ceremonię. <br>Wrócił do swojego Park Lodge. Na korytarzu jakiś biały, więc mówi cześć, on odpowiada. Standardowe pierdu-pierdu i nieznajomy pyta, czy Max jest z Europy Wschodniej, bo taki ma straszny akcent. Okazuje się, że chłopak ma na imię Luke, ale woli Łukasz. Był w Polsce zaraz po college'u i uczył angielskiego. Dojrzewał emocjonalnie w ramionach polskich dziewczyn. Jest pełen sentymentów. Chce o