srebrnych gałek blask.<br><br>Wszyscy w surdutach, w halsztukach jak w pętlach,<br>W getrach koloru wilgotnej wątroby -<br>Dźwigali starość na różne sposoby,<br>Lecz każda z metod równo nieugięta.<br><br>Doktor<br>Na strych Zuzanny wchodzę z pewnym wstrętem,<br>Więc wpierw jałowię podeszwy trzewików,<br>Więc terpentyną obmywam swój brzuch -<br>Tę czułą bladość moich resztek czucia.<br><br>O, nawet płuca mam ślicznie wyżęte,<br>Rurki piszczeli wyzute ze szpiku,<br>Wymasowana jest moja śledziona<br>Na podobieństwo złocistego karpia.<br><br>To tu? - ja śpiewam, a ona sopranem:<br>"To tu, doktorze, oto pański sedes!<br>Tu pańskie wanny, palmolivy tu,<br>Niech pan nie beszta swej małej Zuzanny!''<br><br>I już mnie pieści pudrami, olejkiem