miłość zginęła w wypadku samochodowym, już dobrze ponad rok temu. Wtedy jeszcze jej nie znałam. Mieszkała gdzie indziej, ale niedaleko, gdzieś na Kazimierzu. Jakoś rok temu w lecie się tu wprowadziła. Zaraz się poznałyśmy, bo o tych samych godzinach wracamy z pracy. Ona z dyżuru w szpitalu, a ja z dawania dupy. Mówiłam ci, że ona pracuje na takim oddziale, gdzie dzieci <page nr=219> umierają na raka. Paskudna robota. Normalny człowiek parę razy w życiu się ze śmiercią styka, nie więcej. Jak już, to najczęściej staruszkowie umierają, a ona ciągle z kostucha ma do czynienia, i to jak. Raz, pamiętam, był taki tydzień, że