sierścią, która jeżyła się, gdy na nią lekko dmuchnięto - wystarczał właściwie bliski oddech - model, którego zagłębienia pokryte były substancją fosforyczną, zielonkawo świecącą w mroku; model pełen wyżłobień, zgrubień, tajemnych zakamarków, zapalających się w głębi światełek, z umieszczonym wewnątrz mechanizmem wydającym pomruki i westchnienia, całość zrobiona z materii dającej się łatwo deformować, a jednak w dziwny sposób sprężynującej, w dziwny, bo bardzo powoli, tak że model najbardziej nawet zdeformowany po pewnym czasie powracał do właściwego kształtu, zaznajamiałem się - powiadam - z tym przedmiotem przez kilka tygodni zupełnie swobodnie, bo matka moja częste wizyty w jej pokoju wytłumaczyła ojcu moją skłonnością do zabawy modelem