Uciszyło się, mgła nagle znikła i wtedy z głośników popłynęła piosenka Jobima. Ciepły głos Astrud Gilberto, romantyczny dźwięk saksofonu Getza i delikatna sekcja rytmiczna były tak niestosowne w tym miejscu, że zacząłem się głośno śmiać. Popatrzyła na mnie spod oka, ale nie odezwała się. Mimo mroku zauważyłem, że zaciśnięte na desce rozdzielczej ręce ma zupełnie białe, a wargi przygryzione. Autostrada alpejska teraz zupełnie zwariowała, zakrętom nie było końca, ale widoczność była tak dobra, jak nigdy dotąd. Mgła została całkiem po tamtej stronie grani, księżyc wydobył z mroku malowniczą sylwetkę Edelweißspitze, ale szarotki, jeśli nawet tam kiedyś były, spały głęboko pod śniegiem. Zjeżdżaliśmy