mojemu zdziwieniu ta zmiana została dostrzeżona. Czułem się coraz silniejszy, nie od razu, rzecz jasna, coraz bardziej pewny siebie, godząc się na dewizę, że szczęście powinno być obowiązkiem; nie potrafiłem jeszcze sprecyzować, wobec kogo, ale jeśli chodzi o Meyera i innych przyjaciół, bezwzględnie powoływałem się na ów obowiązek. I właśnie dlatego, że nie wiedziałem, że przyjmowałem go bezkrytycznie, ślepo, że nie zawężałem tego obowiązku tylko do swojego życia, że mówiłem, szczęście powinno być obowiązkiem, moim obowiązkiem - właśnie dlatego wszyscy przyjaciele z Meyerem na czele, z którymi do tej pory doskonale się rozumiałem, zaczęli się ode mnie odsuwać, wcześniej zjednała ich moja delikatność