pole chwały, ktoś to znów zrobił za mnie, bo od kogo wraca ta znużona dziewczyna ze smutkiem w oczach, niosąc strzykawkę pełną krwi, więc ktoś oddał życie, a ja mam na pamiątkę tylko poodbijany tyłek, wprawdzie spuchnięty bardzo, ale więcej nic: "śpij, kolego, w ciemnym grobie, mech się...", łzy mnie dławią, nie kończę, rozgniatam je kułakami i schodzę w czeluść, bo już książę z Dziadkiem nikną za zakrętem.<br>W tejże chwili poślizgnąłem się, grzmotnąłem o schody i zaimprowizowałem zadkiem po stopniach niezapomniane staccato, coś jak impromptu na ksylofonie, bo schody były z drewna na szczęście, a wyślizgane, jakby wędrowały nimi pielgrzymki