kojarzeń był chorobliwie przyśpieszony, prawie dowolny, gdyż słowo "pularda" skojarzyło się w jego umyśle z czymś tak potwornie śmiesznym, że ni stąd, ni zowąd schylił się nad talerzem i wybuchnął śmiechem. Nie zwracał już uwagi na żonę, wiedział, że siedzi strapiona. Upuścił z rąk widelec i trząsł się nad talerzem, dławiąc się tłumionym chichotem. "Jakie to zabawne! Co też mi przychodzi do głowy?"<br>- Bardzo kruche, pulchne mięso - mówił, pękając od wewnętrznego śmiechu. - Biedna kura.<br>Ostatni raz jadł tę potrawę. Od tej kolacji nabrał do niej takiego organicznego wstrętu, że na samą myśl prawie, że dostawał mdłości. "Za nic już nie będę