w oficerskiej kantynie, na stole stała waza z zupą jarzynową, nalewaliśmy sobie chochlą pełne talerze, a potem kelner przyniósł półmisek z pieczenią baranią, pachnącą wschodnimi przyprawami i ziołami, i misę ryżu, a do popicia przed każdym stała butelka coca-coli tak zimna, że aż drętwiały wargi, dziąsła i zęby,<br>jedliśmy do syta, bo uprzedzono nas, że to ostatni dzisiaj posiłek,<br>- Za jednym przysiadem kolacja z obiadem - jak oświadczył nasz opiekun,<br>i zapowiedział, żebyśmy już dzisiaj nigdzie nie wychodzili, że jak na jeden dzień dość wrażeń,<br>nie sprzeciwialiśmy się: wieczór był tuż-tuż, położyliśmy się w samych tylko kalesonkach lub nago na łóżkach