chleba wyrzuconego przez okno na drogę, leżącego całymi glonkami na podwórzu, chleba, którego nie chwytają się ani kury, ani psy drzemiące pod cieniem okapu.<br> Podnoszę te kromki, otrzepuję z kurzu i kładę na kołkach płotu.<br> Może dojedzą je ptaki przelotne, a może nasycą one tych, którzy za żywota swojego nigdy do syta chleba się nie najedli.<br> Czasem przykładam kromkę do oczu i widzę, jak lud żytni i pszenny wysilał się w bitwie z chwastami, z kamieniem polnym, z powodzią, z plagą myszy, żeby się znaleźć na stole i zaśpiewać nam najstarszą pieśń, jaką znamy.<br> Pamiętam, jak za moich młodych lat czczono naszego