Typ tekstu: Książka
Autor: Breza Tadeusz
Tytuł: Urząd
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1960
towarzystwo - rzekł Wieśniewicz. - I powodzenia!
- Powodzenia! Powodzenia! - odparłem. - To ja dziękuję.
W pokoju - nie rozpakowana walizka. Ale nie miałem już na nią sił. Wyciągnąłem tylko pidżamę i nie myjąc się nawet, skoczyłem do łóżka. Zasnąłem z miejsca i obudziłem się koło dziesiątej, świeży i wypoczęty, bez śladu rozbicia, jakie zwykle dokucza po alkoholu. Wyszedł mi on na zdrowie, bo pijąc ruszałem się, a także pewnie dlatego, że serce miałem lekkie. Byłem wesół przez cały wieczór. Sny też miałem wesołe. Wśród nich jeden przypominający ów, który mnie tak przygnębił. kiedy pewnego popołudnia w Lazaretto zasnąłem na szczycie Monte Aguzzo. Teraz też pojawil
towarzystwo - rzekł Wieśniewicz. - I powodzenia!<br>- Powodzenia! Powodzenia! - odparłem. - To ja dziękuję.<br>W pokoju - nie rozpakowana walizka. Ale nie miałem już na nią sił. Wyciągnąłem tylko pidżamę i nie myjąc się nawet, skoczyłem do łóżka. Zasnąłem z miejsca i obudziłem się koło dziesiątej, świeży i wypoczęty, bez śladu rozbicia, jakie zwykle dokucza po alkoholu. Wyszedł mi on na zdrowie, bo pijąc ruszałem się, a także pewnie dlatego, że serce miałem lekkie. Byłem wesół przez cały wieczór. Sny też miałem wesołe. Wśród nich jeden przypominający ów, który mnie tak przygnębił. kiedy pewnego popołudnia w Lazaretto zasnąłem na &lt;page nr=209&gt; szczycie Monte Aguzzo. Teraz też pojawil
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego