Orłowa, i wiedzieliśmy, że miasto stać będzie wiecznie.<br><br><tit1>Flanele, płótna, jedwab</><br>"Pani Walmann - Liselotte Peltz, drobna, krucha, w różowym turbanie związanym nad czołem, wołała niespokojnie pod oknem. - Co należy wziąć ze sobą, czy mówili, co należy wziąć ze sobą?" Jej radio już od kilku dni stało na etażerce jak głuchy ebonitowy sarkofag obok suchych astrów wetkniętych do niebieskiego flakonu i fotografii męża w mundurze Luftwaffe. A Elsa Walmann odpowiadała zza uchylonego okna: "Tylko to, co niezbędne, pani Peltz, tylko to, nic więcej, niech pani nie bierze rzeczy niepotrzebnych" - i widząc, że pani Peltz zawraca ku drzwiom przy Lessingstrasse 14, gdzie oprócz