przez rurę, oddech babci milknie. Aaaach, śniło się coś, śniło. To wszystko jest takie ciężkie... i tłoczy się to, i przesuwa coraz cięższe ciało ku przepaści... Sen przyszedł jeszcze, spadł na oczy jak purpurowy ptak i biały płyn mógł popłynąć bez przeszkód. A przecież to tylko fragmenty, te najłatwiej uchwytne ekstrema, a te zwykłe minuty życia przesypującego się jak proch w zardzewiałej klepsydrze? W końcu również babcia poczuła wolę bożą i w drodze do toalety stanęła przede mną przez chwilę... I znów wracamy do swoich ról. Valmont, Merteuil, Merteuil, Valmont...<br> <page nr=114><br><tit>Quatorze juillet</><br> Quatorze juillet! Wieczór śródziemnomorski, ciała obdarzone głowami przecinają powietrze