pełną zjełczałych cukierków. Do domu nie mogła mnie zaprosić, bo gnieździła się razem z chorą matką w niewielkim pokoiku. Dopiero w nocy, na kanapce u Jelonków, oddawałem się marzeniom i chyba nie dziwi się Pan, Panie Profesorze, że nie interesowały mnie bezwolne wdzięki zamożnej Jelonkowej. Ta Basia była piękna, samodzielna, energiczna i mądra, i chyba nie znalazłbym takiej drugiej dziewczyny w Warszawie. Tak minęło parę tygodni i ciągle nie potrafiłem jej nawet pocałować, chociaż Niemcy brali teraz wielkie lanie na Wschodzie i bałem się, że lada chwila pęknie ten cały ich front. Tak przyszedł ten pamiętny dzień.<br>O ile pamiętam, był