kilku granatowych, niby pilne owczarki zaganiających stadko szczególnie nędznych aresztowanych. Podejrzanych o zaawansowaną gruźlicę prowadzili do lekarza. Zaroiło się. Z bram i zaułków cwałowały matki<br>i babki, kombinowali coś w krótkich okrzykach bracia, uspokajali ojcowie. Nieraz, bywało, urwał się któryś, snadź nie ufając w dostateczny rozkład swoich płuc, i roztrąciwszy eskortantów dawał nura w tłum. Krzyki, strzał... Potem sapliwe prośby granatowych:<br>- Toż, panowie, spokojnie, prześwietlą i zwolnią. Toż, panowie, my też Polacy, nas rozstrzelają, jak uciekniecie..., - Każdy z proszących maszerując gmerał jednak paluchami koło odpiętej kabury pistoletu.<br>- Prześwietlenie i na święcone jajo do domu... - uspokajali kordialnie wszystkimi sposobami.<br>Dekalog Praw i