Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
pokład, na nadbudówkę, no i co tu dużo gadać, do wnętrza. Dwoję się i troję wycierając zalane półki, mokrą podłogę, z której przezornie zwinąłem dywan (nie macie pojęcia, ile w zasypanym paczkami forpiku taki dywan miejsca zajmuje). Nie skarżę się jednak. Nie jest źle! Za dnia wyplątałem się ze statków, farwaterów, kolizji itp. Zrobiłem 50 mil w ciągu dziesięciu godzin niemal bez wiatru (to ten wpływ, to ten pływ), uporałem się z ogromną ilością puszek, paczek, skrzynek (niech bogowie wynagrodzą hojność "Ocioszyńskiego", "Kuźnicy" i japońskich przyjaciół).
Przysiadam na pokładzie. Dopiero teraz mogę trochę odetchnąć. Czuję to, co można określić może nie
pokład, na nadbudówkę, no i co tu dużo gadać, do wnętrza. Dwoję się i troję wycierając zalane półki, mokrą podłogę, z której przezornie zwinąłem dywan (nie macie pojęcia, ile w zasypanym paczkami forpiku taki dywan miejsca zajmuje). Nie skarżę się jednak. Nie jest źle! Za dnia wyplątałem się ze statków, farwaterów, kolizji itp. Zrobiłem 50 mil w ciągu dziesięciu godzin niemal bez wiatru (to ten wpływ, to ten pływ), uporałem się z ogromną ilością puszek, paczek, skrzynek (niech bogowie wynagrodzą hojność "Ocioszyńskiego", "Kuźnicy" i japońskich przyjaciół).<br> Przysiadam na pokładzie. Dopiero teraz mogę trochę odetchnąć. Czuję to, co można określić może nie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego