bliziutko jest cukierenka, proszę, o tutaj, drugie drzwi.<br>Sprawdziło się, lokal okazał się przyjemny, cichy i ciepły. Szpakowaty pianista z opuszczonymi powiekami podgrywał modne tanga. Ścienne lustra odbijały ruch uliczny. W kącie dwóch waluciarzy półgłosem wymieniało uwagi o czarnorynkowych kursach. Same liczby i sapanie. Skoro tylko usiedli, obok smętnej palmy, fertyczna kelnerka, umalowana wyzywająco, jak na te złe czasy, wyszła zza amarantowej kotary. Drobną dłoń trzymała w kieszonce fartuszka.<br>- Dzień dobry panom, to co zawsze, panie inżynierze? - zapytała.<br>- Dzień dobry, śliczna Lusiu, tak, to co zawsze, a dla pana koniak czy wino?<br>- Koniak - wybrał Jassmont, jeszcze są takie miejsca, gdzie można