dzieci kiedyś grała na Ratuszu, przedszkolakom na dzień<br>wychowawczyni, w klubie oficerskim w rocznicę jakiejś bitwy, ale to<br>same wojskowe piosenki, wszędzie zresztą fortepiany rozstrojone i nikt<br>się tym nie przejmuje, to nie przejmują się również, jak ona tam gra,<br>aby grała. Lecz w kościele, i to na tej samej fisharmonii co Jan, nie,<br>nie może, nie potrafi, boi się. I aż się rozpłakała. Te jej tłumaczenia<br>nie na wiele się jednak zdały, zwłaszcza że w rodzinie Anny uznano za<br>wielkie wyróżnienie, że miałaby grać w kościele jako organista, i<br>wszyscy, jak mogli, dopomagali księdzu, tak że w końcu uległa.<br> Chodziłem