i miał na ramieniu opaskę milicjanta. Spostrzegłszy, że syn otrzymuje manto, a na plecach siedzi mu Antek Gwieździk i grzmoci paskiem, skoczył ku "dyżurnemu". Antek wrzasnął i potoczył się po mocnym ciosie w głowę. Gwieździk, który akurat poił konie przy studni, usłyszał krzyk syna. Przybiegł na pomoc, a za nim fornale. Teraz walczyli dorośli, część trzymała stronę Gwieździka, część Mielczarka. Grupa tego ostatniego była większa. Wiadomo, władza, a z władzą dobrze trzymać, by zaskarbić sobie łaski. Poszły w ruch kłonice, widły, szpadle... Surmówna miotała się wśród tego kotłowiska, szarpała za ręce oszalałych w zaciekłości mężczyzn. Przez podwórze sadził olbrzymimi krokami Surma