dziwić takim pytaniom, to przy drugiej słuchawce dziwiono się jeszcze bardziej, bo - mówiono - przecież tu, w Warszawie, są ogłoszenia o konkursie z nagrodą w postaci objęcia wakującego stanowiska korespondenta TVP w Paryżu. Grzegorz Dobiecki zerknął na wszelki wypadek w lustro, by się upewnić, że go jeszcze widać. Bo może on gada przed kamerą, a w Warszawie jest pusty ekran? Ale nie. Było go widać. Wyglądało na to, że Grzegorz Dobiecki jeszcze istnieje. Ale ponieważ słyszał kiedyś rzymskie przysłowie: Life is brutal and full of zasadzkas, udał się do Warszawy, żeby zdążyć na konkurs. Na miejscu okazało się, że konkurs na Grzegorza