Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
brzegu, na krawędzi cienia ziemi.
Stąpałem żwawo i lekko, właściwie nie szedłem, lecz byłem
przyciągany.
Mknąłem na koniuszkach palców.
W swoim zielonym chałacie, trzepoczącym u moich stóp.
Aż oparłem się o roziskrzony do białości parapet okna, na którym
złożyłem dłonie jak na karmieniu ołtarza.
Okno wychodziło na nasz ogród, nasz gaj, do którego nigdy jeszcze
nie zajrzałem, obrzeżony wokół cieniem muru, cieniem wieczystych tabu
i zakazów.
Nachylona gałąź kasztana lśniła od lepkich pąków.
Wówczas ośmieliłem się podnieść oczy.
Wysoko nad naszym gajem stał Księżyc.
Aż mi oddech uwiązł w piersi.
Tak był piękny i tak niesamowity.
Raptem trysnął na moich rzęsach
brzegu, na krawędzi cienia ziemi.<br> Stąpałem żwawo i lekko, właściwie nie szedłem, lecz byłem<br>przyciągany.<br> Mknąłem na koniuszkach palców.<br> W swoim zielonym chałacie, trzepoczącym u moich stóp.<br> Aż oparłem się o roziskrzony do białości parapet okna, na którym<br>złożyłem dłonie jak na karmieniu ołtarza.<br> Okno wychodziło na nasz ogród, nasz gaj, do którego nigdy jeszcze<br>nie zajrzałem, obrzeżony wokół cieniem muru, cieniem wieczystych tabu<br>i zakazów.<br> Nachylona gałąź kasztana lśniła od lepkich pąków.<br> Wówczas ośmieliłem się podnieść oczy.<br> Wysoko nad naszym gajem stał Księżyc.<br> Aż mi oddech uwiązł w piersi.<br> Tak był piękny i tak niesamowity.<br> Raptem trysnął na moich rzęsach
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego