Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
ż tego powodu zdziwienie:

- Szkoda czasu i atłasu, ganie inżynierze - powiedział mnąc w rękach maciejówkę. - Owszem, bywają warsztaty, ale to? - wskazał szerokim gestem wnętrze szopy. - Tu kowala potrzeba, a nie inżyniera... Zresztą... Nic mi do tego... Jak pan uważa...

Od strony podwórza na wysokości pierwszego piętra biegła wzdłuż domu drewniana galeryjka, skąd wchodziło się do pokojów kawalerskich. Zamieszkaliśmy w jednym z nich. Ojciec sypiał na żelaznym łóżku, dla mnie rozścielaliśmy na noc na podłydze materac złożony z trzech części. Oprócz łóżka w pokoju był stół, dwa krzesła i zlew z bieżącą wodą. Mieliśmy także prymus, na którym gotowaliśmy herbatę. Stołowała nas
ż tego powodu zdziwienie:<br><br>- Szkoda czasu i atłasu, ganie inżynierze - powiedział mnąc w rękach maciejówkę. - Owszem, bywają warsztaty, ale to? - wskazał szerokim gestem wnętrze szopy. - Tu kowala potrzeba, a nie inżyniera... Zresztą... Nic mi do tego... Jak pan uważa...<br><br>Od strony podwórza na wysokości pierwszego piętra biegła wzdłuż domu drewniana galeryjka, skąd wchodziło się do pokojów kawalerskich. Zamieszkaliśmy w jednym z nich. Ojciec sypiał na żelaznym łóżku, dla mnie rozścielaliśmy na noc na podłydze materac złożony z trzech części. Oprócz łóżka w pokoju był stół, dwa krzesła i zlew z bieżącą wodą. Mieliśmy także prymus, na którym gotowaliśmy herbatę. Stołowała nas
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego