na końcu ulicy, w jednopiętrowym, drewnianym domku. Za rozległym, pełnym teraz słońca podwórzem zieleniała gęsta, młoda olszyna. Niżej, prześwitując pomiędzy drzewami, płynęła Śreniawa.<br>Drewniak był długi jak barak, z dachem pociemniałym i z lekka omszałym, że starości nieco w ziemię wrośnięty. Wzdłuż pierwszego piętra biegła wąska, na wątłych kolumienkach wsparta galeryjka. Na jej balustradzie wygrzewał się w słońcu duży, rudawy kocur. W głębi, rozwieszona na sznurach, suszyła się kolorowa bielizna. Cicho tu było i spokojnie jak na wsi.<br>Strome i skrzypiące, z chwiejącą się poręczą schodki prowadziły na piętro. W połowie ich Szretter przystanął i obejrzał się na Felka.<br>- Ty! - Co