Wielka kropla spłynęła mu spod palców i poszybowała w chłodnej ciemności. Usłyszał miękkie klaśnięcie, kiedy rozbiła się gdzieś po drodze. Wstał z klęczek i ruszył w lewo, wlokąc dłonie po mosiężnej barierze. Gdzieś tu musiały być blaszane drzwiczki wiodące do jednej z przybudówek, gdzie kiedyś stały papiernicze żarna. Potknął się, galeryjka westchnęła jak gong. Spod stropu oderwał się ptak, albo nietoperz, i począł krążyć niespokojnie, przecinając sine kratownice nagich okien. Polek wstrzymał oddech. Czekał dłuższą chwilę, licząc w duchu sekundy. Kiedy ptak, zachrobotawszy w belkowaniu, uspokoił się wreszcie, ruszył dalej. Oto już i drzwiczki. Polek chce odszukać klamkę, ale słyszy gdzieś