gaśnie skrzydło z płótna, <br>480<br>Kiedy rozdziera się żelazo z płótna, <br>Jest tylko słoma chat i nawóz krowi. <br>Po igłach ścieżek, w mazowieckich laskach, <br>Pomiędzy Reichem i Gouvernement, <br>Pracują w piachu płaskie pięty chłopki. <br>485<br>Przystaje, brzemię o sosnę opiera <br>I cierń wyjmuje z zakurzonej stopy. <br>Osełka masła w wilgotnym gałganie <br>Odciska formę muzealną pleców. <br>A u przeprawy bój, gdakanie kur, <br>490<br>Gęsi z koszyków wyciągają szyje. <br>I żłobi w miastach kula suchy ślad <br>Na płytach, koło woreczków tytoniu. <br>Przez całą noc umiera na przedmieściu <br>Wrzucony do glinianki stary Żyd, <br>495<br>Ryk jego cichnie dopiero nad ranem. <br>Szara jest Wisła, obmywa