czarny kot i mały biały kot, z przymrużonymi w Słońcu ślepiami obydwa; w sadach dookolnych ucztowały na wiśniach i czereśniach, jak u Platona goście, chmary wróbli kosów szpaków, przez nikogo nie płoszone, ni krzykiem, ni gwizdaniem na palcach; wiatru też nie było i nie powiewały, nie <orig>frotały</orig> kolorowe szmaty i gałgany, nie brzęczały jedne o drugie puste puszki po konserwach, pudełka po farbach, butelki - rozwieszone to wszystko gęsto na gałęziach owocowych drzew na postrach dzikiego ptactwa; wyżej, wysoko po siodle słomianego dachu paradowała indyczka; wyżej jeszcze, najwyżej, nad dachami, nad wysokimi drzewami: niebo zamglone gorącem letniej południowej pory, jak białe lilie