z ziemi, odwrócił się tak gwałtownie, że Polek nie zdążył uciec za krzak. Spotkali się na moment oczami. Serce Polka zamarło. Z całych sił starał się wciągnąć głowę pomiędzy ramiona, skurczyć się tak, by zniknąć za cienkimi łodyżkami kwaśnych traw nadrzecznych. W tym bolesnym napięciu spostrzegł jednak, że mężczyzna patrzy gdzieś ponad nim, że go nie widzi. Wolniutko, bez oddechu, wycofał się więc za olszynę, w znajomy zaduch mięty. Mężczyzna otworzył teczkę, wydobył z niej jakieś luźne kartki i czytał je poruszając bezgłośnie wargami. Potem uczynił gest, jakby chciał je podrzeć, lecz zrezygnował z zamiaru. Rzucił je na trawę, popadając znowu