i wytrząsała do rynsztoka perukę swą, która ociekała wodą. W drzwiach przeciwległych miotała się sucha jak wiór Żydówka i, wygrażając pięściami, co chwila zapadała w czarną otchłań swej izby, by wypaść z niej z nowym zapasem wymysłów i gestów. <br>Między nimi kręcił się tłum dzieci, wyrostków, kobiet, <orig>chałaciarzy</>, a wszystko gestykulowało, skakało, dopadało, chwytało się wzajem za guziki i gadało bez przerwy. <br>Śmiejąc się wyjeżdżali Hubert i Gabi z miasteczka. Ale Hubert doskonale czuł, że od tego śmiechu łzy jak grad spływają mu po twarzy. <br>Złościł się na siebie, zacinał wargi, powstrzymywał w piersiach łkanie, a łez tych przeklętych nie mógł