raz przetaczał się pomruk grzmotu. W zagajnikach, niby skorupy ogromnych żółwi, ciemniały kopuły dawnych grobowców, odarte świętokradczą ręką z majolikowych łusek.<br>Bliżej, w sadzie bananowym bielało kilka lepianek, a w stawie, jak obudzone głazy, ugrzęzły czarne cielska bawołów.<br>Gdy Margit wychyliła się poza ceglaną cembrowinę, przytrzymał ją wpół. Po stromej gładkiej ścianie wzrok spadał w dół przeskakując dwie galeryjki z białymi postaciami mężczyzn, sięgał ziemi, kamiennych płyt i czerwonawego klepiska posypanego żwirem. Aż mrowie przechodziło na myśl, że można runąć z krzykiem rozpaczy, który nikogo nie przywoła, aż głuche uderzenie o ziemię uciszy ostatecznie.<br>- Ostrożnie, proszę - przestrzegał strażnik w wojskowym mundurze