lasem, gdzie bywać snem mogę,<br>A miał drogę - na oślep. Wiadomo: miał drogę!<br>Węże w blask się nicości wśniwały plamiście,<br>Słoń się wzgórzył w zaroślach, ciemniejąc łbem w liście.<br>Małpy w żarach niechlujnych pławiły wzrok dziki,<br>Ogonem nieprzytomne gmatwając storczyki.<br>Lampart futrem przegrzanym polegał na grzbiecie<br>I ssał łapę, ślepiami gnuśniejąc w zaświecie,<br>A mrowiska, skąd mrówki, jak wylew krwi, płyną,<br>Pachniały młodej mirry chętną wypociną.<br><br>Tchu nie stało wieczności! Nie drgnęły upały!<br>Świat i zaświat tym samym snem nieruchomiały.<br>Nie bruździły się trawy, nie skrzypiały krzaki,<br>Nie szumiały mangowce, nie śpiewały ptaki.<br>Jedna cisza - od nieba, a druga - od lasu