skręcali się ze śmiechu, gdy zaś konferansjer zawezwał klownów, żeby uprzątnęli arenę, a ci, zatykając nosy, podsuwali sobie nogami to coś jak nie chcianą piłkę, widownia wyła i szalała z uciechy, tym bardziej że konferansjer odchodził koślawym krokiem, jakby miał pełno w spodniach. Nie śmiał się tylko Weiser, jakby zupełnie go to nie obchodziło.<br>Szymek, który siedział do tej pory nieruchomo, wydobył zza pazuchy lornetkę.<br>- Patrz uważnie! - przypominał Piotr. - Najbardziej na ręce i rękawy.<br>Magik ubrany był jak konferansjer we frak, tylko że czarny, jego głowę okrywał oczywiście cylinder, na nogach miał wyglansowane jak lustro czarne lakierki i wszystkie swoje sztuczki wykonywał w