który jako koń zaprzężony do swojego wózka poganiał się zwykłym batem<br>na konia i przekleństwami na konia, których jako bydlęciu nie szczędził<br>sobie - i minął go wyniośle, nie zwracając nawet uwagi na jego<br>przypodchlebne okrzyki:<br> - Pochwalony! Nie wam! Nie wam! Waszej jeździe!<br> W pewnym momencie ojciec krzyknął do mnie poprzez grad kopyt, trzask<br>rozlatującego się wozu, huk kół na wybojach:<br> - Trzymaj się!<br> Po czym podniósł się, złapał porządnie lejce, że o mało nie zerwał<br>koniowi pyska, batem zagarnął powietrze raz i drugi, ale koń przeczuł,<br>że szykuje się ojciec do uczty, bo skoczył nagle, aż się wóz od ziemi<br>oderwał, i