dygoczą, oddają się niewidzialnemu kochankowi... Taniec, jak pierwotna modlitwa, taniec jak skrót dziejów świata, stworzenie tego, co żyje. Każdy widzi to, czego pragnie: jeden poezję, wdzięk ruchów i tradycyjną szkołę gestu o sakralnym znaczeniu, inny chłonie tylko ładną, młodą dziewczynę, która klaszcze w posadzkę bosymi stopami umalowanymi czerwono i sypie gradem dzwonków... I jest niedostępna, choć wszyscy tam obecni aż sapią z żądzy, usta otwarli z zachwytu, zapomnieli o papierosach, które im parzą palce. Tylko jeden będzie ją miał tej nocy. Inni mogą zazdrościć. Oto ten jeden wyjmuje banknot, zwilża śliną i przylepia do czoła, tancerka już go spostrzegła, zbliża się