samodzielnie wykonanych nowych dróg, gdy nagle, od jednego razu, wspinaczek zaprzestał. Poszedł z kolegą, dość przypadkowo poznanym w mieście, na słynną z trudności południową ścianę Zamarłej Turni. Wyszli ze schroniska dość późno, bowiem ściana, którą pokonano pierwszy raz dwadzieścia lat wcześniej, wtedy stanowiła już tylko teren ćwiczebny dla praktykantów. Ale groźna była nadal: już po pokonaniu głównych trudności, kiedy do szczytowej platformy pozostał już tylko dość łatwy trawers - towarzysz Michała, idący jako drugi, nagle poślizgnął się i zdążywszy krzyknąć:<br>- Lecę! Trzymaj! - zniknął za załomem skalnym, szorując ostro ciałem po kamieniach.<br>Michał, z górnej asekuracji, zdołał skrócić linę i utrzymał kolegę, ale